
Dziwnie tak jakoś się zrobiło, bo przecież nawet w takim miejscu jak uzdrowiskowy Ciechocinek osoby troszkę mniej sprawne widzi się rzadko. A gdzie tu żeby tacy niepełnosprawni bez rąk, nóg, dziwnie chodzący, czy też niewidomi w takiej ilości się pojawiali w jednym miejscu. Na dodatek ci ludzie przyjeżdżają z opiekunem. I tak grupkami chodzą, pokazują się. I co gorsze... uśmiechają się, emanują radością życia. Tak naprawdę, bez udawania.
Każdorazowo przyjazd do Ciechocinka to wielki wulkan energii. Bo przecież to nie pierwszy raz się spotykamy. Wiele osób kwalifikuje się do Ciechocinka od paru lat, corocznie. Powstają przyjaźnie, a rodzice bardzo się ze sobą zżywają. Wszak wspólne problemy zbliżają bardzo. Uścisków, całusów, uśmiechów i tej radości ze spotkania nie było końca. Tych emocji, których nie da się opisać jest wiele.
A teraz przed wszystkimi ogromne wyzwanie: warsztaty, muzyka i zabawa... Warsztaty z profesjonalnymi nauczycielami są przecież drogie i niedostępne, bo kto by chciał pracować z niepełnosprawnym? A zanim wyda pieniądze na szkolenie to niepełnosprawny się bardzo zastanowi.
Muzyka - zawsze obecna. To najlepsze antidotum na problemy i smutki. A tych osobom z niepełnosprawnością i ich rodzinom nie brakuje.
Zabawa... Wspólne śpiewy, spacery, rozmowy. I ten czas wolny, spędzony na byciu razem to ważna i potrzebna rzecz. I tego przecież nie da się zmierzyć. Nie ma takich analiz i podsumowań. Czy da się bowiem szczęście innych zamienić na pieniądze? Opisać jakoś? Nie, chyba nie...
Marta i Magdalena Wróbel