Chory trafiający pod opiekę hospicjum, to chory umierający. W naszym hospicjum są też dzieci neurologiczne ? z MPD, z rozpoznanymi lub nie chorobami genetycznymi. Te dzieci najczęściej nie odchodzą tak szybko, jak dzieci onkologiczne, niemniej są nieuleczalnie chore. Ich stan jest lepszy lub gorszy, ale wiadomo jedno ? nie można ich wyleczyć. Do takich dzieci należy Wiktoria. Trafiła pod opiekę hospicjum jeszcze będąc w szpitalu. Już wtedy wiadomo było, że nie wyleczymy Wiki z choroby głównej, nie ?naprawimy? Jej mózgu, nie spowodujemy lepszego Jej rozwoju. Możemy tylko poprawić komfort Jej życia i leczyć choroby współistniejące. Wiki to jedna wielka niewiadoma. Jest nieprzewidywalna. Jedno, co wiadomo na pewno to to, że Wikunia zareaguje na leki inaczej niż wszyscy, ale już jak ? tego nikt nie jest wstanie przewidzieć. Ostatecznie jest dzieckiem wyjątkowym - czyż nie?
Niestety, wiemy jeszcze i to, że wszystkie wady Wiki prowadzą do jednego? do śmierci - i z tego właśnie powodu jesteśmy objęci opieką hospicjum. W związku ze stanem zdrowia Wiki i rokowaniami choroby, podjęłam decyzję o niepodejmowaniu terapii uporczywej. Muszę pogodzić się z faktem, że z tak dużą ilością wad nie da się żyć długo. Podjęcie takiej decyzji nie było łatwe, ale za bardzo kocham Wikunię, żeby pozwolić cierpieć Jej tylko dlatego, iż nie potrafię się z Nią rozstać.
Medycyna zna wiele sposobów przedłużania? no właśnie... życia czy cierpienia? Cierpienie i walka mają sens wtedy, gdy jest nadzieja na wyzdrowienie, ale gdy jej nie ma??? Jeśli za wszelką cenę przedłużamy życie chorego ? to jesteśmy dobrymi opiekunami? Robimy to z miłości, czy może z egoizmu, bo nie potrafimy się rozstać z chorym? Jeśli postanawiamy zaniechać terapii uporczywej ? to podejmujemy tę decyzję z myślą o sobie, czy o chorym?
Trzy razy ratowałam już Wikusię. I tylko raz pomyślałam przez sekundę o wezwaniu pogotowia, ale od razu zobaczyłam silne światła na sali reanimacyjnej, tłum obcych ludzi, reanimację i w tym wszystkim Wika ? cierpiąca, przerażona, nie wiedząca, co się dzieje, pozostawiona sama sobie.
Rozmawiałam z lekarzami Wiktorii ? neurologiem, kardiologiem. Uważają, że w stanie Wiki podjęcie terapii uporczywej byłoby złą decyzją dla Niej.
Bardzo ciężko jest o tym nawet myśleć, a co dopiero pisać, ale chciałabym, żeby Wikunia do końca była wśród ludzi kochających Ją, w znanym sobie otoczeniu, w moich ramionach?
Czy podjęłam słuszną decyzję? Czy w niej wytrwam?
mama-babcia