Od zawsze sądziłam, że wózek ?uchroni? mnie przed potrzebami cielesnymi. Po pierwsze dlatego, że jak to możliwe by ktoś, kto się nawet sam nie ubierze, mógł myśleć o ?tych? rzeczach. Po drugie, myślałam w kategoriach tak częstych: niepełnosprawni mogą być tylko smutni, albo zmęczeni ćwiczeniami, a nie powinni myśleć o ?pierdołach?.
Jednak biologia upomina się o swoje, a niepełnosprawność lub jej brak nie ma tu znaczenia. Kiedy moje potrzeby seksualne zaczęły się ujawniać, stało się to z taką siłą, że zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie nosi to znamion choroby.
Kolejną delikatną kwestią było poszukiwanie sposobów jej rozładowania. Przy tak zaawansowanej niepełnosprawności jak moja (4-kończynowe MPD, sprawna tylko prawa ręka) jedyną drogą był Internet. I tu znowu czułam się jak dziwadło, że mówię o tym tak otwarcie i szczerze (pomijam kwestię koniecznej ostrożności), wyrażam swoje potrzeby.
Wiele czasu minęło, zanim uporałam się z wyrzutami sumienia, czy jak kto woli ?obrazem grzecznej dziewczynki?, ale teraz już wiem, że odpowiedź jest jedna: temperamenty są różne i tak długo, jak moje potrzeby nie krzywdzą, mogę żyć jak chcę. Wózek nic w tym nie zmienia.
Tekst ten pisałam z myślą o innych młodych niepełnosprawnych, którzy spotkają się z podobnym ?problemem?. Powiem tylko: WSZYSTKO Z WAMI W PORZĄDKU?
Kasia K.