
Wyobraźcie sobie, że aby lekarz pierwszego kontaktu wypisał receptę na wspomniany lek z refundacją NFZ musi mnie najpierw wysłać do lekarza specjalisty (urologa lub nefrologa) tylko po to, żeby ten specjalista napisał zaświadczenie, że ja faktycznie jestem osobą z przewlekłym schorzeniem pęcherza i że taka refundacja mi się należy. W sumie super, bo tylko jeden lekarz dodatkowy jest tu potrzebny. Tylko, że cholernym absurdem jest fakt, iż do tego specjalisty trzeba dojechać, bo oczywiście z racji cięcia kosztów w mojej przychodni rejonowej usunięto tego typu specjalistę. Druga rzecz opóźniająca cały proces zdobywania tej nieszczęsnej refundacji to? terminy zapisów do wspomnianego lekarza specjalisty? Co z tego, że jestem niepełnosprawna ruchowo i że sama nie dojadę do innej przychodni niż moja rejonowa ? którą zresztą mam pod nosem? Co z tego, że w związku z tym, że sama nie dojadę, to ktoś z moich rodziców musi zwolnić się z pracy tylko po to, żeby dowieźć mnie do tego cholernego lekarza, by ten mógł mnie osobiście zobaczyć i nikt mu nie mógł zarzucić wystawiania takiego zaświadczenia bez zobaczenia pacjenta? Cholera jasna, czy to tak ma wyglądać ułatwianie życia poprzez wprowadzanie reform w służbie zdrowia?! Wiecie co? Jeszcze do początku bieżącego roku słowo ?reforma? kojarzyło mi się z ulepszeniem, z poprawą gorszego, a teraz niestety kojarzy mi się tylko z utrudnieniem. Nie wiem, co za głąby siedzą na tych ?stołkach?, że nie widzą tego, iż poprzez wprowadzanie dodatkowej biurokracji naprawdę tylko UTRUDNIAJĄ, a nie ulepszają nasze życie. Nie chodzi tu tylko o moje prywatne, osobiste, ale o ogół ludzi potrzebujących lekarstw. O ogół Wyjątkowych ludzi, którym naprawdę wystarczająco los dołożył w przysłowiowe cztery litery, by jeszcze jakaś instytucja zwana Narodowym Funduszem Zdrowia dokładała swoje? Chyba większość z Was zgodzi się w tym momencie z moją opinią w tej sprawie.
Magda Kulczewska