Mamy prawo marzyć…
Nigdy nawet w najczarniejszych wizjach nie przypuszczałam, że dotknie To mnie.
Młoda , ambitna , operatywna, z wieloma pasjami, społeczniczka.
Ślub, szybka ciąża, praca.
I nagle po 9 miesiącach świat zwalnia, szarzeje, staje się smutny i jakiś taki nie „mój”.
Na świat przychodzi Ala- mała, sina , blada, szczur- to ostatnie usłyszałam zaraz po tym jak obudziłam się z narkozy po cesarskim cięciu.
Mała trafia do inkubatora, a w mojej głowie kłębią się myśli, że jest coś nie tak.
To coś potwierdza się po kilku tygodniach po pobraniu materiału genetycznego. Wyrok-trisomia 18 chromosomu Zespół Edwardsa.
Rozpoczyna się walka o to by ssała, oddychała, była. Zatracamy siebie, nie pamiętamy o swoich pasjach, nie mamy już tego błysku w oczach, zachowujemy się jak maszyny. Umyć, ubrać , nakarmić.
W miarę upływu lat dochodzą obowiązki-rehabilitacja , zajęcia wczesnego wspomagania, zajęcia rewalidacyjne.
A nas nie ma , zapadamy się - jej rodzice. Rano krótka wymiana zdań, co dziś w planach, jakie leki należy podać , o której przychodzi rehabilitantka lub nauczycielka. Tyle.
I nagle bunt, tak dalej być nie może- zapragnęłam żyć. Chcę wychodzić z domu, częściej, dłużej, osobno, razem z dziećmi i bez.
Już nic nie zmienię. Wciąż mam wrażenie , że czegoś nie dopilnowałam, nie załatwiłam kolejnej wizyty u jeszcze lepszego specjalisty, nie postarałam się o środki na nowy wózek, pionizator.
Dość.
A w planach ….?
Wiosna.
To pewne.
Co dalej?
|