
Ktoś zapyta, po co narażać swoje życie, skoro człowiek już wylądował na wózku i przeżył sporą dawkę życiowej traumy? Czy ci ludzie to jacyś szaleńcy, samobójcy bez instynktu samozachowawczego? To takie hobby - usiłowanie zrobienia sobie krzywdy? Cóż, niektórych pewnie rozczaruję, że zupełnie nie o to chodzi w sportach ekstremalnych. Tu chodzi raczej o stawianie sobie wyzwań i przesuwanie granicy ludzkich możliwości, o udowadnianie, że możemy więcej. Gdy udaje się zrobić coś, co dotąd leżało na skraju naszych możliwości, zwykła ludzka ciekawość popycha do tego, by sprawdzić, czy może uda się zrobić coś jeszcze bardziej ryzykownego.
Co zatem popycha ludzi do ekstremalnych wyczynów? Są takie charaktery, które potrzebują silnych emocji, aby normalnie funkcjonować. Takie osoby, nie zawsze zdając sobie z tego sprawę, bardzo często wybierają zawody podwyższonego ryzyka lub uprawiają sporty ekstremalne. Przykładowo, strażak bądź policjant, który przeżył niejedną ciężką akcję, w kolejnej ma pecha - dochodzi do wypadku, który sadza go na wózku inwalidzkim. Niby po wypadku wszystko się ułożyło, bo człowiek ten ma silny charakter i kochającą rodzinę, która się nim zaopiekowała, ale mimo wszystko zaczyna czuć się coraz bardziej nieszczęśliwy, nie potrafiąc racjonalnie wyjaśnić tego stanu rzeczy. A to jego psychice po prostu brakuje silnych emocji, na które był narażony przez cały czas swojej ryzykownej pracy i poszukuje odpowiedzi na temat tego, czym może zapełnić tę pustkę. W końcu okazuje się, że najlepszym relaksem dla takiej osoby jest przypięcie się do wózka i skok na spadochronie prosto z wysokiego mostu :D

Kolejnym powodem, dla którego wózkersów ciągnie do uprawiania sportów ekstremalnych, może być ich własne poczucie wyjątkowości, wartości i pewności siebie - bo, mimo swoich fizycznych ograniczeń, robią coś szalonego, coś na co niewielu ludzi w ogóle (biorąc pod uwagę, ilu nas żyje na Ziemi) ma odwagę się porwać. Takie sporty mogą również pełnić rolę terapii szokowej w razie lęku pourazowego. Czasami, żeby pozbyć się lęku, trzeba się w nim zanurzyć po sam czubek głowy ;) Swoją drogą, wyobrażacie sobie, jak bardzo zawzięty musiałby być ktoś, kto przez sporty ekstremalne przestał chodzić, ale mimo wszystko dalej je uprawia? Człowiek z takim charakterem to chyba zawsze będzie się trzymał tego, co sobie postanowił ;)
Nie można również zapomnieć o adrenalinie, która buzuje we krwi i eksploduje w głowie niczym fajerwerki, wywołując nagły przypływ sił. Co prawda, istnieje możliwość uzależnienia się od adrenaliny, a jak wiadomo, żaden nałóg nie jest zdrowy. W tym wypadku może wiązać się ze złą oceną podejmowanego ryzyka, bo liczy się tylko ten konkretny stan (adrenalinowy haj). Cóż, jak wiadomo, wszystko w życiu ma swoje plusy i minusy ;) Największym minusem jest oczywiście samo podejmowane ryzyko, ale jeśli jest to pasja, coś co pozwala nam żyć i szczęśliwie funkcjonować na co dzień, to kto wie, może jednak warto zaryzykować, mimo świadomości, że jeśli coś pójdzie źle to np. spadniemy z dużej wysokości i zostanie z nas taki gulasz węgierski ;) Dzięki świadomości zagrożenia, zwolennicy adrenaliny zwykle charakteryzują się wysoką odpornością psychiczną i potrafią odnaleźć się w trudnych sytuacjach. Gdy znajdziecie się w niebezpiecznym położeniu obok mając „ekstremistę” to macie ogromne szczęście, bo prawdopodobnie zachowa zimną krew i coś wymyśli ;)

Nie powiem Wam, czy sporty ekstremalne są dobre czy też nie - tak, jak zapewne większość z Was, jestem tu jedynie obserwatorem, więc mogę przedstawić jedynie swoje poglądy i przemyślenia. Osobiście bardzo podziwiam wózkersów (i nie tylko), którzy robią tak ekstremalne rzeczy. W niebezpieczne klimaty ciągnie mnie, jak przypuszczam, zbuntowana dusza ;) Liczy się również możliwość pokazania, że wózek to tylko urządzenie do poruszania się. Jest też w tym pewien elitaryzm, spowodowany właśnie tym że, jak już pisałem, mały odsetek ludzi uprawia tego typu sporty ;) Poza tym z powodu mojej słabości mięśniowej trochę brakuje mi silniejszych emocji ;) Kiedyś miałem pomysł jak to zmienić. Wymyśliłem downhill (zjazd z góry) po drodze asfaltowej ze specjalnie skonstruowanymi w tym celu hamulcami (nie mam na tyle silnych rąk, aby z takich stromości skutecznie hamować rękami). Ryzyko tu jest związane z dużą prędkością, serpentynami i tym, że hamulec, jak to urządzenie, może zawieść. Ale zrezygnowałem z tego pomysłu i to nie dlatego, że nie potrafiłbym podjąć wyzwania ani też nie przez samą wizję urazów. Problem tkwi w tym, że moje ciało przy genetycznym zaniku mięśni nie poradzi sobie z regeneracją po większych urazach, a to już brzmi niemal jak życzenie sobie śmierci (a bliskim dodatkowych kłopotów). A ja, oczywiście, nie życzę jej sobie w ogóle ;) Zatem, jak zwykle, pozostaje mi moja bujna wyobraźnia i kibicowanie innym :)
Co do wszelakich sportów ekstremalnych, wiem jedno: jeśli coś kochasz i się przy tym spełniasz nie robiąc nikomu krzywdy, to myślę, że warto, nawet jeśli wiąże się to z pewnym ryzykiem. Lepiej wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności i fakty zanim nazwie się kogoś kompletnym świrem, chyba, że pozytywnym ;)
Mam nadzieję, że troszkę przybliżyłem Wam tematykę sportów ekstremalnych, przynajmniej od tej psychologicznej strony ;) Zauważcie, że nawet osoba, która nie jest w stanie chodzić, mimo wszystkich przeciwności również potrafi wzbić się na wyżyny ludzkich możliwości.
Pamiętajcie!
Jeśli potrafisz podjąć wyzwanie,
to niewiele rzeczy na drodze Ci stanie ;)
Crazy Will
Tekst pochodzi z bloga http://crazywilll.blogspot.com/
Wykorzystano za zgodą autora